Trening spod Apteki z pogotowiem i policją

Dzisiejszy trening spod Apteki (28.06.2015) skończył się tylko źle, a mógł fatalnie. Motyw przewodni zna każdy, kto porusza się po drodze: niektórzy kierowcy aut są debilami.

Z powodu pogody oraz odbywającego się równolegle wyścigu w Buczku, spod Apteki wyruszyliśmy w skromnym składzie 15 osób. Jazda odbywała się nad wyraz spokojnie. Tak jak zawsze jechaliśmy na Stryków, później przez Dobrą w kierunku Swędowa. Wszystko było rutynowe. Niestety wyłącznie do wysokości posesji numer 61 w Zelgoszczy.

Tempo nadawał Darek B. Jechaliśmy ustawieni w przepisową kolumnę, blisko prawej krawędzi jezdni. W tym momencie licznik zapisał prędkość 42 km/h. W tym miejscu droga przyjemnie opada, więc temperaturę jazdy oddaje moje tętno 128.

Niby nic. Z naprzeciwka zbliżał się srebrny golf. Kierujący samochodem postanowił skręcić do swojej posesji pod numerem 61. Posesja znajdowała się po naszej lewej stronie, a przypominam że jechaliśmy przy prawej krawędzi drogi. Nagle ten debil zjechał na naszą stronę jezdni i ogromnym łukiem wjechał pod swoją bramę. Jego auto przekroczyło oś jezdni przynajmniej połową szerokości.

W tamtej chwili odległość pojazdu od czoła grupy była niewielka, niewystarczająca, po prostu boleśnie za mała. W sekundę poczułem się jak przewracana kostka domina. Darek (jechał z czuba) otarł się lewą łydką o przód auta. Następne osoby wpadały na siebie, wypadały z drogi, zostawiały czarne smugi opon na asfalcie. Po prostu popłoch. Słyszysz dźwięk kraksy, odruchowo wciskasz dźwignię hamulca. Wiesz, że i tak nic to nie da – będzie boleć.

Debil kierujący golfem całkowicie nas zaskoczył. Wykonał manewr skrętu z takim naddatkiem jakby prowadził ciągnik siodłowy z naczepą. Manewr, którego nie możesz się spodziewać. Jakbyśmy nie istnieli i nie jechali  z przeciwnego kierunku.

Kraksa apteka ślady hamowania

Dzisiaj się udało. Mieliśmy wielkie szczęście. Nikt nie doznał bardzo poważnej krzywdy. Najbardziej poszkodowany był Jacek U., który obficie krwawił oraz wymagał założenia szwów (na szczęście miał kask). U reszty grupy skończyło się na małych szlifach tu i tam. Nie do wiary!

Kierowca doznał odcięcia od rzeczywistości (albo to zwykły stan jego umysłu). W ogóle nie zauważył, że mało co a miałby ludzi na sumieniu. Nie widział zbierających się po całej jezdni kolarzy. Nie przepraszał. Wyparł się. Mało tego, był agresywny, chamski, a nawet chciał nas poskładać na trzy. Uspokoił go dopiero przyjazd policji. Szczerze mówiąc byłem zdziwiony, że badanie alkomatem wykazało stan trzeźwości fizycznej. Zero jakiejkolwiek refleksji, kompletny brak szacunku dla drugiego człowieka.

Koniec końców karetka zabrała Jacka do szpitala. Debil-kierowca dostał mandat. Służby zadziałały sprawnie. Z duszą na ramieniu dokończyliśmy rundę.

PS
Dalej nie wszyscy jeździmy w kaskach. Brak słów.

foto w nagłówku: Dominik