Andy Schleck – niespełniony talent z Luksemburga, cz.2: Na drugie mam Frank!
W przypadku Schleck’a nie sposób pominąć relacji rodzinnych. Andy nad wyraz zauważalnie jest związany emocjonalnie z bratem Frank’iem (również kolarzem), co tylko przysporzyło obu kibicowskiej sympatii. Byli niczym jeden kolarz, jadący na dwóch rowerach. Zadrzyj z Frank’iem, to będziesz miał do czynienia z Andy’m!
Choć znalazł się jeden taki, co z braćmi rozprawił się popisowo (Gilbert na Liege-Bastogne-Liege 2011). Bracia mieli swój własny kod porozumiewania się (nie potrzebowali do tego tak banalnych rzeczy jak radio plus słuchawki), byli chodzącym dowodem istnienia telepatii. Gdzie Andy, tam Frank i vice versa. Siła ich więzi była imponująca, lecz czasami wręcz destrukcyjna. Niepowodzenie jednego, od razu skutecznie potrafiło załamać drugiego. Jeśli były prowadzone dyskusje o ewentualnym transferze, to nikt przy zdrowych zmysłach nie myślał, o transakcji uwzględniającej jedynie jednego z braci. To było jasne „jak słońce”, że tam gdzie Andy, tam i Frank.
Jako „wisienkę na torcie” bracia dodawali emocjonalnie okazywaną, zarówno radość w dzieleniu się zwycięstwami (etap 17-ty Tour de France 2009), jak i gorycz płynącą z porażki (po etapie 20-tym Tour de France 2011). To kruszyło serca najbardziej zatwardziałych kibiców. Nawet kobiety nie interesujące się kolarstwem pytały, co słychać „no wiesz u tych dwóch, chudych jak szczotka, co się razem cieszą”. Takich relacji nie ma i nie może być w peletonie. Na taką emocjonalność nie ma miejsca. Takie rzeczy się nie zdarzają (casusSagan’a tylko połowicznie nawiązuje do Schleck’ów, bo jednak tam gdzie Peter tam Juraj, lecz drugi z braci Sagan’ów to nie ta klasa sportowa, a przez to okazji to spektakularnego okazywania braterskiej miłości najzwyczajniej nie ma). Owe unikatowe braterskie relacje, nasycone; intensywnością, wrażliwością, uczuciowością, stały się jednym z trzech filarów, budujących wizerunek Andy’egoSchleck’a.
©Copyright 24.01.2015 by Sebastian Rubin