Nie wierzcie pogodynce
Miało być źle. Sobota miała być brzydka, deszczowa, zimna i w ogóle beznadziejna. Rowery miały stać w mieszkaniach, a cykliści pielęgnować relacje rodzinne. Jesień.
Tymczasem obudziłem się rano, podszedłem do okna i zobaczyłem to:
Cóż było robić: szybkie śniadanie, smarowanie łańcucha i pędem pod Kasztany. Po drodze zastanawiałem się czy tylko ja jestem pogodowym ryzykantem, lecz to co zastałem na miejscu rozwiało moje wątpliwości. Około 15 maniaków radośnie zacierających ręce na myśl o wycieczce do lasu to naprawdę budujący widok. Pogoda wyszła nam na przeciw, bo punkt 10:15 niebo przetarło się ostatecznie, witając nas wspaniałą, pełną tęczą. Zgarnęliśmy jeszcze kilka osób z Kaloryfera i zaczęliśmy bodaj pierwszą prawdziwie jesienną wyprawę w tym sezonie.
Las Łagiewnicki przywitał nas masą liści, umiarkowanym błotem i pięknymi zapachami. Kręciliśmy się po bliższych i dalszych okolicach pod dyktando na przemian Świtka i Kamienia. Odwiedziliśmy m. in. Janów, Łagiewniki Stare, Dąbrówkę, minęliśmy Grądy, zahaczając w drodze powrotnej o Kiełminę i Dobrą. Na koniec zrobiliśmy 3 rundy po trasie poniedziałkowego Wyścigu Niepodległości.