Z Łasku na Nordkapp 2015
„Z Łasku na Nordkapp 2015”, to nazwa eskapady rowerowej, podczas której w dwuosobowym składzie w ciągu 51 dni przejechaliśmy 5620 km. Naszym celem był Nordkapp w Norwegii, czyli Przylądek Północny, który powszechnie uznawany jest za najdalej na północ wysunięty punkt Europy. W rzeczywistości takim punktem jest przylądek Knivskjellodden na tej samej wyspie co Nordkapp (Magerøya) wysunięty o około 1200 metrów dalej na północ. Jednak to Nordkapp jest celem wycieczek ludzi z całego świata, ponieważ jest punktem końcowym trasy europejskiej E69 i tu jest centrum turystyczne. Wjazd rowerem na Nordkapp jest bezpłatny.
Nasza trasa do celu nie wiodła najszybszą i najprostszą drogą. Często „nadkładaliśmy” setki kilometrów, żeby dotrzeć do miejsc szczególnie nas interesujących. Tak było między innymi z Narodowym Szlakiem Turystycznym Geiranger-Trollstigen i Archipelagiem Lofotów. To właśnie na trasie Geiranger-Trollstigen nazywanej „Złotym Szlakiem” skupimy się w tej historii.
Geiranger-Trollstigen jest kwintesencją tego co w norweskim krajobrazie najlepsze. W czasie drogi towarzyszył nam surowy górski krajobraz. „Złoty szlak” ukazuje potęgę norweskiej przyrody, z niesamowitymi widokami na ośnieżone szczyty, strome zbocza, fiordy, wodospady, potoki, zlodzone jeziora i zielone doliny.
Narodowy Szlak Turystyczny Geiranger-Trollstigen to stosunkowo wąska droga w zachodniej Norwegii (Rv63), rozciągająca się na długości 104-kilometrów między jeziorem Langvatnet w Strynefjell a miastem Åndalsnes.
GPS: początek – Langvatn 62.014219, 7.393992 ; koniec – Sogge bru 62.53207, 7.736939
Droga ma typowo górski charakter. Ze względu na panujące warunki atmosferyczne fragmenty trasy wyłączane są z ruchu zazwyczaj od połowy października do maja.
Na szlaku znajduje się hotel Djupvasshytta leżący na wysokości 1030 m. n.p.m. W jego pobliżu zaczyna się wjazd na szczyt Dalsnibba (1495 m. n.p.m.), z którego musi być piękny widok na okolicę. Mając w planach na koniec dnia podjazd o większym przewyższeniu decydujemy się na odłożenie Dalsnibby na następną wizytę. Pod hotelem spotykamy autokar i samochód z Polski. Jedziemy do miejscowości Geiranger leżącej nad fiordem o tej samej nazwie, wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Po drodze mijamy jeziora pokryte lodem i czapy śnieżne, które nie każdego roku pod koniec lipca występują. Wystarczy sprawdzić to miejsce na street view w google maps. Lato tego roku (2015) było wyjątkowo nieudane, jeśli chodzi o pogodę – sami Norwegowie narzekali na temperaturę i deszcze.
Zjeżdżamy z wysokości ponad 1km na poziom morza. Geirangerfjord jest na tyle głęboki, że mogą wpływać do niego pełnomorskie statki.
Po prawej stronie widoczna jest, wcześniej wspomniana, zygzakowata Droga Orłów (Ornevegen) o długości 6 km i przewyższeniu ponad 600 metrów prowadząca z Geiranger w stronę miejscowości Eidsdal.
Na molo przygotowaliśmy obiad, odpoczęliśmy, skorzystaliśmy z wi-fi w informacji turystycznej i wyruszyliśmy na wspinaczkę. Ten podjazd już zawsze będzie nam się kojarzył nie tyle z piekącymi udami, co ze wspaniałym widokiem na fiord oraz zapachem „palonych” klocków hamulcowych zjeżdżających aut.
W Norwegii nie brakuje fiordów, ale to Geiranger nosi miano króla fiordów. Bliskość drogi Geiranger-Trollstigen czyni to miejsce wyjątkowym.
Taras widokowy Ørnesvingen usytuowany tuż przy Drodze Orłów (Ornevegen).
W drugiej części podjazdu pogoda załamuje się. Po już kilkunastu dniach w Norwegii jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Zwłaszcza w górach warunki pogodowe potrafią zmieniać się kilkukrotnie w ciągu dnia. Z zawieszonych ciemnych chmur zaczyna coraz mocniej padać. Na szczycie Drogi Orłów spotykamy dwie osoby. Pierwsza z nich to kolarz z Holandii, który jechał w przeciwnym do nas kierunku. Przed zjazdem założył na siebie dodatkowe warstwy ubrania, ocieplane rękawice z długimi palcami i pognał w dół. Drugą osobą był sympatyczny Włoch podróżujący z rodziną camperem po Skandynawii. Rozmawiamy chwilę i pada propozycja kawy. Nie mogliśmy odmówić. Smak tej kawy pozostał w pamięci na długo. Po chwili odpoczynku, naładowani dawką kofeiny ruszamy, w coraz mocniej padającym deszczu, w stronę miejscowości Eidsdal leżącej nad Norddalsfjorden.
Na drogach należy szczególnie uważać na trolle, bydło, owce…
Przez resztę dnia było już z górki. Dotarliśmy do miejsca, gdzie droga kończy się fiordem. Postanawiamy spędzić noc w miasteczku i rano jednym z pierwszych kursów promu przeprawić się na drugą stronę fiordu. Jak się później okaże był to dobry pomysł. Dzień przywitał nas piękną pogodą.
Kilkunastominutowy rejs był czystą przyjemnością.
Początek drogi po drugiej stronie fiordu prowadzi wzdłuż niewielkich poletek truskawek, przy których rozstawione są stragany, gdzie można kupić świeże owoce.
Po drodze zatrzymujemy się w Gudbrandsjuvet i podziwiamy potężny przełom na rzece Valldola.
Z kilometra na kilometr krajobraz doliny Valldal, którą jedziemy staje się coraz bardziej skalisty. Wysokie drzewa ustępują miejsca krzewom i porostom. Im bliżej jesteśmy szczytu Drogi Trolli, tym mocniej pada.
Nieprzyjemne doznania potęguje bardzo silny wiatr i niska temperatura. Jesteśmy przygotowani sprzętowo na takie okoliczności i nie zrażamy się. Po dotarciu na szczyt skrywamy się na dłuższą chwilę w ciekawym architektonicznie centrum turystycznym i pijemy najdroższą kawę w życiu.
Wracając z punktu widokowego spotykamy po raz trzeci w ciągu dwóch dni parę młodych Włochów z Tyrolu. Życząc sobie szczęśliwej drogi ubieramy się szczelnie i „spadamy” po stromej ścianie Drabiny Trolli w kierunku miasta Åndalsnes, gdzie kończy się „Złoty Szlak”, będący prawdziwym skarbem Norwegii.
Zwykle jeździliśmy razem, a przynajmniej w zasięgu wzroku. Na zjeździe jednak byłem nieco szybszy od taty i uznałem, że po prostu poczekam na dole. Czekałem ponad pól godziny. Początkowo tłumaczyłem sobie, że tata robi długą sesję zdjęciową. Później zacząłem się jednak niepokoić, bo o wypadek na takiej trasie, w dodatku mokrej, nie jest trudno. Jeszcze kilka minut i mimo nadwyrężonych sił ruszyłbym pod górę „na ratunek”. Na szczęście, po chwili ukazała się sylwetka osoby ostrożnie jadącej na flaku. Pech chciał, że to w moim bagażu znajdował się cały zestaw naprawczy.
Po wymianie dętki i złożeniu obietnicy, że jeszcze wrócimy w te strony, między innymi po to by wjechać na Dalsnibbę, udaliśmy się dalej na północ.
Opisaną drogę przejechaliśmy w dniach 23-24 lipca 2015 r.
Michał Trybuchowski
Grzegorz Trybuchowski
Wypas,pogratulować przełożyć..
Amazing! congrats! 🙂
Dzięki za inspirację, w tym roku jadę na rowerową wyprawę do Norwegii i dzięki temu artykułowi „dokładam” do planu „Złoty Szlak” 🙂 🙂
* sorry, chodziło mi, że w tym roku planuję, jadę w 2019