cyklomaniacy-rzgowska-jazda-3 (1)

Rzgowska jazda #3: Zakochani są wśród nas

Na świątecznej Rzgowskiej było; sentymentalnie, miłościwie oraz bardzo profi.

SENTYMENTALNIE

Pojechaliśmy starą, kultową rundą, to jest w Głuchowie odbiliśmy na Wolę Kamocką. Tuż po zjeździe z drogi krajowej, pojawiła się wąska prosta. Widok bardzo dobrze znany. Miejsce wyjątkowe i niezapomniane. Nie jeden Maniak tam cierpiał i to bardzo. Nie jeden Maniak ustanawiał tam historię. Nie jeden Maniak okazał tam swoją siłę i moc. Teraz jadąc spokojnie, bez panicznego szukania „koła” można było poczuć się nieswojo. Jak to, można jechać ten odcinek spokojnie? Najwyraźniej w głowie bardzo silnie wryły się manta otrzymane w minionych latach. W grupie zagościł gwar. Zaczęły się wspomnienia; gdzie, kto skoczył, jak się rantowali, jaka walka była o koło, jaka była „gorąca” jazda. Zrobiło się sentymentalnie. I tak jechaliśmy zgodnie parami, aż za pleców wyskoczyła niesforna trójka, która najwyraźniej chciała przywołać klimat poprzednich lat. Szybkie tempo, rant, gwałtowne szukanie koła – zamieszanie totalne. Na szczęście wiatr był silny, dzięki czemu prowadzący szybko spuścili z tonu. A może po prostu okazali świąteczną litość? Wolę to drugie.

MIŁOŚCIWIE

Po epickim odcinku do Woli Kamockiej, odbiliśmy jak zawsze na Grabicę, dalej na Wadlew, a później Dłutów. Właśnie po odbiciu na rondzie w Wadlewie, zapanowała atmosfera miłości. Dominik wyciągnął kamero-aparat i zaczął robić zdjęcia. Było wszystko; uśmiechy, machania, a nawet objęcia z Leduchem. Coś absolutnie wyjątkowego. I bardzo fajnie. Drugi raz w objęcia przed obiektywem – tyle, że innym – wpadł Jędrzej ze mną, w lesie przed Sereczynem. Miłość, po prostu miłość, zapanowała wśród Maniaków ze Rzgowskiej!

PROFI

Poza miłością i starą trasą, był jeszcze jeden zaskakujący element – pogoda. Miało nie padać. Naprawdę miało nie padać. Dlatego niektórzy z nas, ja również, wzięliśmy rowery bez błotników. A tu nie dość, że nas solidnie zmoczyło, to jeszcze zanotowaliśmy ewenement wyjątkowej maści. Otóż na drogach krajowych było mokro, a na bocznych sucho – totalny paradoks. Na dobre rozpadało się w Dłutowie. Cięliśmy asfalt w strugach deszczu. W Pawlikowicach, Leszkowi Bokserowi ochraniacze puściły całkowicie – buty miał calutkie mokre. Zresztą nie tylko on zanotował hydro-wentylację. Buźki, buty, bluzy, spodnie – wszystko mokre i zabłocone. Byliśmy przemoczeni do ostatniej nitki. Jest i pozytywna strona tegoż faktu – wyglądaliśmy jak wytrawni profi. Wrażenie musieliśmy robić spore, skoro nawet Policjant zatrzymujący nas w Pabianicach, z zwięzłych słowach poprosił, abyśmy jechali trochę wężej. Zabrało to kilkanaście sekund. Dłużej nie miał litości nas trzymywać. Po odbiciu na Bugaj każdy obrał najkrótszą drogę do domu.

P.S. Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i dobrej formy na przyszły sezon dla Jurka „Bill’a”, który tego dnia obchodził urodziny.

Tekst i foty: Bastek Rubin

cyklomaniacy-rzgowska-jazda-3 (1) cyklomaniacy-rzgowska-jazda-3 (2) cyklomaniacy-rzgowska-jazda-3 (3) cyklomaniacy-rzgowska-jazda-3 (4)