m liga mtb józefów 2020 (2)

M Liga MTB Józefów 2020 – relacja

Pierwsze wyścigi w kalendarzu są specyficzne. Niby wiadomo na co cię stać ale nie wiadomo na jakim poziomie jest konkurencja. Nieznajomość trasy też nie sprzyja, do tego kiedy dostajesz ostatni sektor w ogóle robi się specyficznie. Jednak ściganie musi kiedyś nastąpić a im wcześniej się przepalisz tym mniej boli przez resztę sezonu.


Ponieważ był to mój pierwszy start po długiej przerwie chciałem żeby wyszło dobrze. Rower był przygotowany perfekcyjnie (tak mi się wydawało), a drużyna zadbała o to żebym znalazł się na samym początku sektora – dzięki!! Wiedziałem jednak że nie będzie łatwo przebić się do czołówki na krętej i wąskiej trasie, dlatego z dystansem podchodziłem do wielkiej wiary teamu w moje możliwości.

Po starcie naszej grupy od razu znalazłem się w mocnej 5-osobowej ucieczce i dosłownie po chwili dogoniliśmy koniec drugiego sektora. Przeciskanie się szło dość sprawnie aż do sekcji podjazdów, gdzie już musiałem biec „z buta”. Ponieważ trójka z mojej grupy akurat odskoczyła, postanowiłem spiąć poślady i ich dogonić. Zbyt brawurowe wyprzedzanie niestety skończyłem na glebie po „liźnieciu” koła, kładąc przy okazji kolegę z drużyny – sorry Tomek :((
Wskoczyłem na rower, okazało się jednak że kierownica jest mocno skrzywiona. Znów się zatrzymałem i dotarło do mnie że mostek jest za słabo przykręcony a ja oczywiście bez kluczy. Mało czasu na decyzję – trudno, spróbujemy, wyścig trwa dalej. Kolejne kilometry upływały mi na próbie odrobienia strat do grupy w której jechałem, co skutkowało wyprzedzaniem wielu zawodników. Popełniłem całą masę drobnych błędów technicznych, za każdym razem wypalając kolejne zapałki. Ostatecznie dojechałem do mocno jadącej grupie pościgowej i w trzech walczyliśmy dalej. Po sekcji podjazdów w połowie drugiej rundy zostaliśmy we dwóch z myślą o tym żeby gonić trójkę jadącą ok 30 sekund przed nami. I tu zaczęły się moje kłopoty. Puściła linka tylnej przerzutki, przez co mogłem jechać tylko z 11-stki i 12-stki. Stało się to akurat w momencie kiedy stawałem w korbach więc prawie wywinąłem orła przez kierownicę. Całe szczęście udało mi się dogonić kompanów, jednak jazda była delikatnie mówiąc mało komfortowa. Rzeźbiłem z małej tarczy gdzie tylko mogłem (tak tak, 2×10 ), szybsze sekcje jechałem z blatu. Kilka razy przy zrzucaniu na małą spadł mi łańcuch, z czego dwa razy musiałem się zatrzymać i założyć go ręką. Palenie zapałek trwało dalej. Dwójka z którą jechałem za każdym razem odjeżdżała wyczuwając swoją szansę, a ja naprawdę „szłem wszystko” (copyright Rafał Majka) żeby ich dogonić. Nagle jeden z kolegów zaliczył sporą glebę i zostaliśmy we dwóch. Współpraca delikatnie mówiąc się nie układała, konkurent wiedział że mam defekt i cisnął na podjazdach podczas gdy ja odrabiałem desperacko kręcąc na zjazdach. Na trzy kilometry do mety byłem tak zmęczony ciągłym „przepychaniem” korby że chciałem sobie odpuścić gdy… kolega złapał gumę!
Obejrzałem się, za nami nikogo nie było. Nie miałem innego wyjścia jak pójść ostatnie 3km w trupa. Wrzuciłem blat i z twardego obrotu, pół na stojąco dojechałem do mety, gdzie ze zmęczenia nie wypiąłem buta i zaliczyłem wstydliwa glebę. Wtedy też ostatecznie rozleciało się moje siodełko.

Same zawody oceniam bardzo pozytywnie. Kameralne imprezy mają fajny klimat, trasa była świetnie oznaczona, organizacyjnie dodać, nic ująć. Trasa dawała w kość, czuło się że układano ją z głową i pasją do MTB. Mimo wszystkich przygód zaliczyłem niezły wyścig. Nie licząc startu gdzie tempo trochę mnie przytkało, przez większość trasy czułem się w porządku. Po 14 miesiącach bez wyścigu i pustym kontuzyjnym sezonie 2019 jestem zadowolony z 20 miejsca open. M Ligę z pewnością jeszcze odwiedzę.
Ł

iFON – Telefonia Internetowa
Cyklomaniacy

m liga mtb józefów 2020 (1)