MP Masters Wydminy 2015 – nie dajmy się zwariować

Osoby odpowiedzialne za klęskę organizacyjną Mistrzostw Polski ze startu wspólnego wyrządziły środowisku masterskiemu niebywałą krzywdę. Katastrofa z którą mieliśmy do czynienia w ostatni weekend odbiła się szerokim echem po całym światku krajowego kolarstwa amatorskiego. Głosy krytyki dochodzą zewsząd i trudno się temu dziwić. Jednak brak kompetencji organizatorów jednej, bardzo ważnej imprezy nie powinien przesłaniać całościowego obrazu pozytywnych przemian jakie przechodzi Kolarstwo Masters w Polsce.

Każdy kto był w Wydminach doświadczył niespodziewanego cofnięcia się do czasów PRL-u. Meta w środku pola, taśma malarska wyznaczająca “kreskę”, ciężarowy Star (punkt kontrolny?) i drabina dla chamskiego kamerzysty, szefa wszystkich szefów. Zamiast podium był chodnik, zamiast sędziów nakręceni furiaci, a zamiast zamkniętej trasy mieliśmy pociągi które jeździły zatrzymując przypadkowe grupy… ogólnie było “wesoło”. Rozczarowanie dopadło prawie wszystkich, z oczywistych względów omijając zwycięzców którym pewnie już było “wszystko jedno” i jest to w pełni zrozumiałe bo w końcu wygrali MP. Jednak reszta uczestników była mocno sfrustrowana. Czy można się temu dziwić? Moim zdaniem nie.

To co nas spotkało to zimny prysznic. Lecz gdy zastanowimy się czemu dostaliśmy dreszczy, można dojść do pozytywnych wniosków. Każdy z nas pojechał te kilkaset kilometrów do Wydmin bo miał pewność iż spotka go to co zawsze: ściganie w wyjątkowym gronie i wyjątkowych warunkach. Skąd wzięło się to przeświadczenie? Ano stąd, że przywykliśmy do wysokiego poziomu imprez masterskich. Przyzwyczajeni do bardzo przyzwoitej organizacji PP zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię jednym przelotem. Właśnie tak, może na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale staliśmy się bardzo wymagający, żeby nie powiedzieć rozpieszczeni przez dotychczasowe edycje imprez z kalendarza Masters. Mieliśmy przecież świetne edycje MP TT, wspaniale zorganizowane MP na torze oraz wiele pojedynczych wyścigów bez żadnego miejsca na krytykę. Rozumiem rozgoryczenie, sam byłem zażenowany całokształtem tej wydmińskiej “wiochy”, ale kiedy myślę o wcześniejszych wyścigach to jednak mój gniew gaśnie. Wiemy to dobrze że w zdecydowanej większości organizatorzy doskonale się sprawdzają, rozwijając się z roku na rok. Doceńmy ich starania, nie wrzucajmy prawdziwych kolarskich filantropów do jednego worka z przypadkowymi wariatami którzy są w zdecydowanej mniejszości. Koncentrujmy się na pozytywach, ale wymagajmy odpowiedniego poziomu zawsze i wszędzie. Nie dajmy się jednak ponieść totalnej nagonce, bo jest ona najzwyklej w świecie niesprawiedliwa.

W nowoczesnym świecie zasługujemy na nowoczesne traktowanie, mamy tez prawo wymagać proporcjonalnej klasy we wszystkim za co płacimy. Do tego dochodzi idea, w tym przypadku zmaterializowana w wyjątkowych koszulkach. Im wyżej szybują nasze wyobrażenia, tym bardziej boli upadek po potknięciu. Nie pozwólmy się jednak omamić jednej wtopie która zapewne już się nie powtórzy. Parafrazując przysłowie, nie mierzmy wszystkich wydmińską miarą. Sekcja Masters PZKol przechodzi na naszych oczach wielką przemianę, a jak wiadomo zmiany wymagają czasu. Ewoluuje w bardzo dobrym kierunku, otwierając się na coraz to nowych, sprawdzonych i profesjonalnych organizatorów, dobrą oprawę i niezapomniany klimat rywalizacji na najwyższym poziomie. Zapomnijmy o tej jednej wtopie, bawmy się w dalej a jestem przekonany że się nie zawiedziemy. Już niebawem będzie można to sprawdzić na wyścigach masterskich w całej Polsce.

Łukasz Pawlak