Relacja, foto, wyniki: IX Nieoficjalny Maraton Cyklomaniaka
Tradycji stało się zadość. I to wcale nie dlatego, że wygrał Ziółek (ex aequo z Kacprem z Gatty). Stało się, ponieważ akcja pod tytułem Nieoficjalny Maraton trwa przez 9 lat i zawsze są chętni, żeby udowodnić kto jest najlepszy na Naszym Podwórku. To jak było w tym roku?
Na mostku w Arturówku zebrała się solidna grupa około 40-stu startujących. Niektórych ludzi nie widzisz cały rok, ale to że spotykasz ich na Nieoficjale wcale cię nie dziwi. O 11.00 ruszyliśmy na trasę. Pierwsze 3 km pokonane jako start honorowy, przejechaliśmy Okólną oraz kilkusetmetrową piaskownicę i.. zgodnie z planem zatrzymaliśmy się. Dopiero, gdy cała grupa pokonała przeszkodę, ruszyliśmy z blatu.
Osobą, którą uratowała ta przerwa był Piotrek Gajewski. Pechowo łańcuch spadł mu z tarczy, więc postój grupy uratował ściganie, pozwalając na powrót do czołówki. Jednakże, sprytny zabieg taktyczny, który miał na celu dać słabszym zawodnikom możliwość wyjechania w pierwszej grupie z Lasu Łagiewnickiego, wcale nie uśpił czujności Ziółka. Na podjeździe od Łużyka przycisnął zdecydowanie i jedynie Kacper z Kubą pojechali za Jarkiem. Jak mocny był to atak? Na tyle mocny, że Kuba pokonał podjazd w rekordowym czasie (1:08 minuty – V=21 km/h), co można sprawdzić na Stravie.
Osobiście byłem w tym momencie na deskach, ale po reakcji kolegów widziałem, że też nie zabiorą się do pierwszej grupy. W całej 9-letniej historii naszego jeżdżenia była to najszybciej wykrystalizowana czołowa grupa. Szybko wyprzedzili mnie Piotrek, Darek, Paweł. Zdaje się, że bezpośrednio za szczytem jechałem na kole Kamila i Mariusza.
Pierwsze 17 kilometrów wyścigu jest najcięższe, najtrudniejsze i wybitnie ich nie lubię. Najpierw podjazdy w Łagiewnikach, później punkt widokowy, krzaki przed przepustem, podjazd w Kalonce, podjazd ulicą Aksamitną i wyglądający na niewinny odcinek ulicą Jana i Cecylii, który ma średnie nachylenie w okolicach 3%, ale w 3/4 sytuacji jest pod wiatr. Tym razem było zgodnie z planem. Wiatr prosto w twarz. Miałem szczęście bo ten odcinek przejechałem schowany, a świetną robotę wykonali Kamil i Mariusz. Przed nami doskonale widoczni byli Piotrek, Darek i Paweł, za nami gonił Bartek Mucha.
Po skręcie w Nad Niemnem powinno być łatwiej. Nie było! Świeży gruz i nierówności nie dały szansy na odpoczynek. Przed Marmurową doskoczył do naszej trójki Bartek, który od razu poprawił i zaczął mnie naciągać. Na zjeździe z Radarów poniosło mnie dobrze, że oderwałem się od chłopaków i dogoniłem Darka, następnie Pawła, aż w końcu Piotrka (każdy z nich miał małe przygody na podjazdach/piachach). Niestety na ostatniej przecince w Grabinie nie miałem wystarczająco siły, więc straciłem trochę dystansu. Na asfalcie dojechali do mnie Mariusz i Kamil (bez Bartka, który chyba zerwał łańcuch). Po zmianach dogoniliśmy poprzedzającą trójkę.
To fatalne uczucie, gdy jedziesz na kole i zamiast oszczędzać siły, czujesz że tempo jest minimalnie za szybkie. Na tyle wolne, że utrzymujesz się w grupie, ale na tyle wyczerpujące, że pozostanie w niej zmusza do sięgania do rezerwy. W okolicach Moskwy, po mocniejszej zmianie Pawła (i chyba jedynej na całej trasie – Darek i Piotrek coś pewnie chcieliby dodać w tym przedmiocie ;-)), nasze grupy znów wracają do pierwotnej konfiguracji. Piotrek, Darek, Paweł z przodu, a Kamil, Mariusz i ja kilkanaście sekund za nimi.
Po skręcie na Głogowiec mam dobry moment. Nogi w końcu zaczynają nieść jak trzeba. Dojeżdżamy do Darka, a następnie już tylko we dwójkę zbliżamy się do Piotrka i Pawła. Przy przerwanym wale nad stawem znów jesteśmy w szóstkę. Zbiegam, podbiegam i na szczycie mam dwie gumy. Jedną w lewej, drugą w prawej nodze. Piątka kolarzy odjeżdża mi na dobre.
W Starych Skoszewach dojeżdżam do Mariusza. Do mety jedziemy wspólnie, tym razem bez historii wartej zapisania. Na metę dojeżdżamy na 8. i 9. miejscu. Nasz czas 2:16h. Czas zwycięzców: 2:05h.
Na koniec najlepsza część zawodów, czyli wizyta w Leśniczówce Gajowego i uzupełnianie elektrolitów. Dzięki za towarzystwo!
Wyniki IX Nieoficjalnego Maratonu 2014:
1. Jarek Z. i Kacper Ł. (ex aequo)
3. Kuba Szałapski
4. Paweł z Maxxbike
5. Piotr G.
6. Dariusz T.
7. Kamil
8. Marcin W.
9. Mariusz H.
10. Waldek
11. Jacek S. (najlepszy szosowiec!)
12. ???
13. ???
14. Artur z Maxxbike
15. Jacek K.
Historyczne wyniki:
- 2006: 1. Andrzej Kamiński 2. Cezary Zamana 3. Jarosław Ziółkowski
- 2007: 1. Andrzej Kamiński 2. Jarosław Ziółkowski 3. Mateusz Rybak
- 2008: 1. Jakub Jabłoński 2. Jarosław Ziółkowski 3. Andrzej Kamiński
- 2009: 1. Marszał 2. Kamień 3. Michał Ciesielski
- 2010: 1. Marszał 2. Andrzej Sadłecki 3. Marcin Wojtowicz
- 2011: 1. Marszał 2. Ziółek 3. Kamień
- 2012: 1. Marszał i Ziółek (ex aequo) 3. Kamień
- 2013: 1. Marszał i Ziółek (ex aequo) 3. Kuba Szałapski
- 2014. 1. Ziółek i Kacper Łochowski (ex aequo) 3. Kuba Szałapski
Najwięcej zwycięstw:
5x Marszał
3x Ziółek
2x Andrzej Kamiński
1x Jakub Jabłoński
1x Kacper Łochowski
Foto Piotr Machnik:
Opis wrażeń Marcina czytałem w pracy jednym tchem – jest przezabawny, ma niezwykłą fabułę.
Podczas trwania wyścigu rzadko oglądałem się do tyłu, rzadko myślałem jaki będzie kolejny odcinek trasy i jak go pokonam. Z tym oglądaniem w tył to dobra taktyka, kto ma Ciebie dogonić i tak to zrobi. Ważne, żebyś wiedział jak pojechać aby zgubić ogon. Natomiast od Łużyk uphill widziałem powiększającą się przestrzeń pomiędzy mną a prowadzącym Piotrem i chowającym się w jego cieniu Pawle. Tak było od rzeczonego podjazdu do Dąbrówki poprzez Aksamitną, Jana i Cecylii, Nad Niemnem aż do samego podnóża Radarów, gdy to na pierwszych piaskach, na leśnym podjeździe chłopaki spróbowali przełamać pierwsze lody i z tego co widziałem to szczepili się kierownicami, a może pedałami…
Dojechałem do nich a wraz ze mną Marcin, którego oddech czułem na plecach i na pewno ktoś jeszcze ale nie byłem ciekaw kto. Po wyprowadzeniu wszystkich z leśnych, korzennych, porytych przez motor ścieżek tuż przed samym Janowem zrobiło się nas sześciu. Doskonale opisał ten moment Marcin. Robiło się szybciej (za sprawą oczywiście nikogo innego jak Piotrka, który dzielnie wychodził na przód) do tego stopnia, że za Moskwą znów byliśmy początkowo we trzech aż do Głogowca, gdzie na odcinku autostrady wpakowałem się w błotną stronę – kolejno Piotr i Paweł odjechali. Doszedł Waleń i goniliśmy gnających uciekinierów współpracując. Udało się dopiero przy Skoszewach. O dziwo zaraz potem okazało się, że znów jesteśmy w sześciu. Pokonanie wąwozu i hop sa-sa do góry. Marcin w dziwnym momencie schodzi i sprawdza ciśnienie w tylnej oponie, okazało się, że strzeliły zawory w obu dolnych gnatach – źle. Zostawiamy go aż dojdzie do siebie.
Piotr i Paweł, ja, Kamil i Mariusz dojeżdżamy do cmentarza w Byszewach. W Warszewicach o mało nie pojechałem prosto do Strykowa, czujność Piotra, który wiele razy mylił trasę tym razem nie zawodzi. Na horyzoncie wysoko korony drzew lasu Dobieszkowskiego. Tam tempem defiladowym pokonujemy runo ozłocone liśćmi. Przeskakujemy przez drogę pożarową. Nie opuszcza nas chwila zawahania, Kamil szuka kładki. Jest! Jedziemy!
W dole Moszczenica, my na górze na singlu docieramy do ciasnego odcinka przy siatce. Kamil woła, że ma ponadgabarytową kierę – puszcza przed siebie pilota z kogutami…
Piotrek, ja, Paweł: w takiej kolejności wspinamy się w Borkach do granic Dąbrówki. Szybko na dół i zaraz ostro w górę, początkowo po piachu i trakiem pomiędzy brzózkami. Cały czas we trzech pod przepust i do góry. Na objeździe trasy wówczas odeszły mi siły i ochota do zmagań z samym sobą. W dniu wyścigu Piotr i Paweł odjeżdżają nie na długo. Przed skrótem poprzez młodnik już ich mam. Rozciąganie gumy trwa cały czas. Raz odjeżdżają żebym zaraz mógł ich dogonić. Ale to gry plan Piotra, pewnie by wypróbować Pawła.
Na punkt widokowy wjeżdżam samotnie. Przy skrzyżowaniu przedłużenia Zółwiowej a Serwituty znów razem. Przed wjazdem w las oddzielenie chłopca od mężczyzn. Na szczycie tego podjazdu staję na nogach i do Łużyka znów pierwszy. Stawik E – W uphill wygrywają mężczyźni a dzieci doganiają ich w piaskownicy przed Okólną.
Reszta to lawirowanie pomiędzy rodzinami z dziećmi i ich wózkami, rowerzystami, słowem ludźmi którzy nie mają pojęcia jak wyczerpani mijają ich kolarze. Od Zielonego Stawiku do Skrzydlatej miękko pokonujemy wzniesienie. Przed samą metą Piotrek zachęca mnie do ataku pytaniem:
– Czy dasz mi dziś wygrać?
– Pewnie, Tobie należą się wszystkie zaszczyty, cześć i chwała.
…
– O żesz ty jego w twarz….
Paweł klasycznie wykonał co do niego należało, gdzie dwóch dyskutuje kto ma wygrać to trzeci im tego zabroni!
Cały ten dzień miałem mega intensywny ale należy cieszyć się z dyspozycji, której życzę każdemu przed zbliżającym się czempionatem Cross Country na naszej ziemi.
Więcej jak zwykle u nas.
Cyklomaniacy.pl
Gdzie Marszał?
Marszał się kuruje, a jak wróci to pewnie z przytupem.