Prawdopodobnie pierwszy wjazd z Łasku na Pradziada ;)
Gdy w sobotę 1 października wygodnie, z poziomu kanapy, oglądałem kolarzy finiszujących w Bergamo w „wyścigu spadających liści”, wiedziałem, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nazajutrz o podobnej porze będę podjeżdżał na Pradziada (czes. Praděd) położonego w północno-wschodnich Czechach.
Jest to najwyższy szczyt w paśmie górskim Wysokiego Jesionika o wysokości 1492 m n.p.m. Pradziad jest szóstym szczytem w całych Sudetach. Na szczycie góry stoi charakterystyczna wieża retransmisyjna RTV o wysokości 145,5 m, co czyni czubek wieży najwyżej położonym punktem stałym Sudetów (1638 m n.p.m.), wyższym więc od Śnieżki.
Praděd z letadla (zdjęcie pochodzi z http://www.hotelpradedvysilac.cz – hotel & restaurace)
Wjazd rowerem na Pradziada chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Spoglądając w kalendarz i długoterminową prognozę pogody doszedłem do wniosku, że pierwszy weekend października jest prawdopodobnie ostatnią w tym roku szansą na wyjazd w góry. Mając już plany na sobotę zdecydowałem, że ruszam w niedzielę rano z Łasku na Pradziada.
Początkowo planowałem pobudkę o 4:00, ostatecznie wstaję jednak o 5:00, czego później trochę żałowałem, bo godzina zapasu prawdopodobnie pozwoliłaby mi na wjazd na Pradziada „za dnia”. Torbę z ubraniami i jedzeniem spakowałem już w sobotę wieczorem. Zjadam pożywne śniadanie, wypijam kubek kolumbijskiej kawy i o 6:00 jestem w trasie.
Dosyć szybko robi się jasno, a ruch na drodze jest minimalny. Tylko od czasu do czasu przejeżdża jakieś auto, a ja zastanawiam się wtedy, dokąd ci ludzie jadą w niedzielę o tak wczesnej porze? Jak się później okazało, te pierwsze dwie godziny jazdy były najlepsze pogodowo w trakcie całego wyjazdu.
Słońce przyjemnie dogrzewa i zapewnia niepowtarzalne światło.
Niewielki ruch na drodze utrzymuje się przez cały wyjazd.
Zdecydowaną większość drogi po polskiej stronie stanowią długie proste, często zakończone podjazdem. Duża część trasy prowadzi lasami, od czasu do czasu przejeżdża się przez jakąś miejscowość.
Wyjątkowe urozmaicenie jazdy to wizyta w zjawiskowym zamku w Mosznej, będącym jednym z najbardziej znanych zabytków ziemi opolskiej. Budowla powstała w połowie XVIII w. i była następnie kilkukrotnie przebudowywana. Całość robi duże wrażenie i na pewno warto zboczyć z trasy (niewiele – ok. 2 km), by rzucić okiem na to cudeńko.
Wzdłuż wielu dróg na Opolszczyźnie ciągną się szpalery drzew.
Przy granicy z Czechami rozpościera się Park Krajobrazowy Gór Opawskich z ich najwyższym szczytem – Biskupią Górą (890 m n.p.m.).
Po przejechaniu 221 km docieram do przejścia granicznego Jarnołtówek-Zlaté Hory położonego na wysokości 400 m n.p.m. Z tego miejsca do celu pozostaje jeszcze kilkadziesiąt najbardziej wymagających kilometrów.
Za Heřmanovicami kieruję się w stronę Vrbna pod Pradědem, gdzie zaczyna się podjazd na Pradziada o ponad 900-metrowym przewyższeniu.
Profil:
Około 8 km od Vrbna pod Pradědem leży urokliwa miejscowość uzdrowiskowa – Karlova Studánka – o podobno najczystszym w Europie powietrzu. Na terenie Fontanny Karola, jak potocznie bywa określana ta miejscowość, znajduje się 600-metrowy odcinek bruku. Jest dobrze utrzymany, ale mając ponad 200 km w nogach na szosówce wyjątkowo odczuwa się każdą jego naturalną nierówność.
Przed samym „atakiem szczytowym” w stylowym pawilonie pijalni można zaczerpnąć wody o wyraźnie metalicznym posmaku.
Wjazd drogą prowadzącą bezpośrednio na szczyt Pradziada dla samochodów i motocykli jest płatny (250 koron). Szlaban przy wjeździe już podniesiony, bo zbliża się godzina 19. Jest już ciemno, gdy zaczynam podjazd. Ciemności potęguje fakt, że początkowa część wspinaczki prowadzi przez gęsty, wysoki las. Wreszcie ukazuje się wieża na szczycie – z trasy od granicy państw szczyt ze względu na otaczające go kopečki ani razu nie był widoczny.
Na odcinku 9 km podjazdu wymijają mnie jedynie dwa auta, zapewne pracowników Ovčárni lub innego hotelu – jest ich tu kilka.
Po chwili spędzonej na szczycie, zakładam ciepłe ubrania i zjeżdżam prawie 18 km w ciemnościach do Vrbna pod Pradědem, gdzie kończę wycieczkę. Trochę później, niż wczoraj finisz w Bergamo…
Świetna trasa! Nabrałem ochoty, żeby również się tam wybrać. No i dobra relacja zdjęciowa. Gratuluję.