Jesień na szosie
Cały tydzień zastanawiałem się nad słowami Wieśka Raczyńskiego: “Czy uda się jeszcze ukraść jeden weekend na rowerze?”. Wszystko wskazywało, że tak się stanie. I rzeczywiście, udało się. Pogoda zachęcała do jazdy. Temperatura już mniej ale to między innymi dla nas wymyślono różne materiały, które mają chronić przed zimnem i wiatrem. Dzisiaj kolejny raz przekonałem się, że najważniejsze jest umiejętne korzystanie z tych dobrodziejstw. Mnie się udało, ale Kasia Pernal narzekała na swój wybór.
Dzisiaj pod Kasztanami znów można było liczyć na najwytrwalszych [Na szosie, bo reszta na góralach. – red.]. I tak znów w stawce liczyli się: Kasia Pernal, Wiesiek Raczyński, Reniek Olszalcki, Darek Burchardt, Adam Potocki, Adam Kałużny, Piotrek “Lewy”, Darek “Mysza”, Marek “Młody”, Witek Krajewski, Leszek “Bokser” i moja skromna osoba. Jak widać z “listy startowej” przedstawicielem młodego pokolenia był tylko Marek, więc jak sądziłem, siwe włosy na niejednej skroni gwarantowały spokojną jazdę, refleksyjną, pełną zadumy nad upływającym czasem.
Refleksja była i owszem ale dopiero później, po powrocie do domu i ogrzaniu zmarzniętych członków. Spod Kasztanów ruszyliśmy spokojnie, wśród rozmów dotyczących choćby naszego portalu. Okazuje się, że koledzy popierają, wspierają nas i z nadziejami patrzą na poczynania Marcina i Łukasza, twórców portalu, który jest swoistą kroniką pokazującą i mam nadzieję przybliżającą naszą społeczność innym. W takiej atmosferze dotarliśmy do Strykowa. Wcześniej “z krzaków” wyskoczył Jurek “Gaduła”, a za Strykowem wyczyn skopiował Andrzej Szefer. Tak nasza grupa wzmocniła się o rasowych jeźdźców.
Tuż przed autostradą trzeba było “założyć lejce” Darkowi Burchardtowi – wiecznemu uciekinierowi, który znów wyszedł przed szereg. Nikt nigdy nie wie, jaki zew wzywa Go do niekończącej się walki z samym sobą. Jest niczym lermontowski bohater romantyczny, który hołdował umiłowaniu wolności i kultowi indywidualizmu. “Samotny żagiel w niebios toni Bieleje na błękicie fal. Skąd płynie? Dokąd? Za czym goni; Ku jakim brzegom biegnie w dal?” Jak się później miało okazać, jego wolny duch, jeszcze nie raz go wzywał. Po przebyciu symbolicznej Syberii grupa straciła rezon i w szeregi wkradła się różnorodność dotycząca wyboru dalszej trasy. Wybrano opcję normalnej trasy bez skrótów.
Jeszcze przed strefą bufetu Darek – buntownik znów pognał wiedziony instynktem łowcy. Tym razem filozofia naszego kolegi udzieliła się jeszcze Andrzejowi, Piotrkowi i Bokserowi, ale to Darek był w tej grupie samcem “alfa”. Na czele pościgu stanął sam Witek, do tej pory spokojnym okiem obserwujący wyczyny “bandy czworga”. Kilkaset metrów i ucieczka została skasowana. Już wtedy dało się słyszeć słowa przerażenia: “Co będzie się działo przed Brzezinami?”. W Kołacinie oddział uformował odpowiednią kolejność według której zamierzaliśmy pokonać podjazdy i wiejący, zimny wiatr. Najpierw Reniek, dalej Wiesiek i w końcu “Mysza” złapał dolny chwyt i wjechał na szczyt. Za Brzezinami wszyscy uczciwie wychodzili na zmiany. Tak dojechaliśmy do Lipki. Zimno i miejscami mocne tempo dość nadszarpnęło gospodarkę energetyczną każdego z nas. Prądu zabrakło Adamowi Kałużnemu, który jak przypuszczam uznał, że cele treningu już wykonał i dalej spokojnie podążał w kierunku Kalonki. Na “śmietniku” dał sie wyczuć zapach mety, więc tempo nieco wzrosło. Kalonkę zdobyliśmy jednak w duchu przyjaźni i wzajemnego szacunku.
Przyznam szczerze, że podczas dzisiejszego treningu kilka razy poczułem tętno w nieprzyzwoitych dla mojego wieku rejestrach. Chyba powinniśmy o tej porze roku nieco zwolnić, bo to przecież okres roztrenowania. Przed nami miesiące na regenerację i zebranie sił do nowego sezonu. Czas zapieku mamy już za sobą. Wszystkim uczestnikom dzisiejszych zmagań serdecznie dziękuję. Specjalne słowa uznania dla Kasi, która z uśmiechem i gracją przejechała cały dystans.
Tekst: Czarek Kowalski
Foto: Łukasz Pawlak
Dlaczego tylko ja goniłem super zawodnika który uciekł wam całą rundę.
… no nawet nie zauważyliście
miał bluzę z napisem cyklomaniak i ashima. i rower kuota albo kubota.
podkrecil takie tempo ze nie bylo tchu zapytac sie jego o imie.
Wiecie kto to taki?
mowie Wam prawdziwy sportowiec z niego
Chciałbym nagrodzić tego “prawdziwego sportowca” skarpetkami kolarskimi. Ogłaszam zatem konkurs: Kto to taki?
Drogi Piotrze,
Ten super zawodnik i prawdziwy sportowiec, to znany wszystkim Darek Burchardt. Opisana powyżej relacja dotyczyła wczorajszego treningu spod “kasztanów”. Wczoraj tam Cię nie było. Owszem byłeś dzisiaj pod “apteką” i wszyscy widzieliśmy Cię i charakterystyczny krzyż na plecach. Masz już nawet ksywę “Szwajcar”. I to własnie dzisiaj miałes zaszczyt gonić Darka vel Samotnego Żagla.Jego rower to Kuota.
Z zazdrością czytam o Waszych wyczynach i gratuluję tak wspaniałej kondycji. Chciałbym wybrać się z Wami, ale nie dam rady chyba dorównać tempa. Pozdrawiam serdecznie!!!
Nie ma czego zazdrościć. Miejsca naszych spotkań są ogólnie znane i nie są strefą zamknietą dla innych. Trzeba spróbować swoich sił. Jechać do tego momentu, do którego ma się siłę. Jak się nie uda, ….próbować następnym razem. Powodzenia !
Czy moglibyście podać przebieg trasy waszych treningów i w jaki sposób można rozpoznać grupę słabszą lub mocniejszą aby trafić do odpowiedniej z nadzieją przetrwania całego dystansu
Właśnie dodaliśmy do opisów ustawek w dziale “TRENINGI” mapki typowych tras. W przypadku Apteki (o nią chyba pytasz?), grupę najłatwiej rozpoznać po godzinie odjazdu (minutowe odstępy dosłownie). Pierwsza rusza wolniejsza grupa, która później się jeszcze rozdziela. Najłatwiej przyjechać na zbiórkę wcześniej i podpytać kolegów. Na pewno ktoś dokładnie wskaże Ci kogo się trzymać. Powyższe obowiązuje w sezonie ciepłym, czyli zazwyczaj w okolicach zmiany czasu na wiosnę. Teraz po prostu trzeba przyjechać,spróbować i podpytać się kogo pilnować się na pierwszy raz 🙂